O godzinie 21:00 na Mokotowie zgasło światło. Bez ostrzeżenia, bez dramatycznego migotania, które mogłoby dać mieszkańcom choć sekundę na przygotowanie się na najgorsze. Prąd po prostu zniknął.
O 21:01 pierwsze telefony do administracji. O 21:02 pretensje, żądania rekompensat i głosy oburzenia. O 21:05 ktoś grozi pozwem.
Administracja winna wszystkiemu
Mieszkańcy natychmiast rozpoczęli śledztwo, aby ustalić, kto ponosi odpowiedzialność za ten skandal. W pierwszej kolejności winny oczywiście był administrator budynku, bo przecież to on odpowiada za dostawy energii w budynku. Zgłoszenia płynęły szerokim strumieniem:
„Grzałka w akwarium przestała działać! Moje egzotyczne rybki ulegną zagładzie!” – lamentował pan Marek z trzeciego piętra, jakby szykował się do zgłoszenia katastrofy ekologicznej na miarę Czarnobyla.
„Rozmrażają mi się zakupy z Biedronki! Jeśli jutro rozmarznie zamrażalka, to kto za to zapłaci?!” – dramat pani Krystyny, która najwyraźniej nie przewidziała, że zamrażarka wytrzyma jeszcze kilka godzin.
„Nie ma ciepłej wody! Jak mam się umyć?! Skoro nie działa węzeł cieplny, to chyba ktoś powinien za to beknąć!” – oburzał się pan Adam, jakby ciepła woda była konstytucyjnie zagwarantowanym prawem obywatelskim. Warto zaznaczyć, że węzeł cieplny do prawidłowej pracy wymaga zasilania elektrycznego.
„Jeśli ktoś przewróci się na klatce, bo światła nie działają, to administracja ponosi pełną odpowiedzialność!” – zagroziła pani Janina z parteru, nie dopuszczając do siebie myśli, że awaria nie została spowodowana przez administrację.
„Moja pralka zatrzymała się w połowie cyklu! Kto teraz wyjmie mi te skoro mam magnetyczną blokadę drzwi?! Wszystko mi zgnije” – rozpaczała pani Teresa, dla której prąd był najwyraźniej jedyną siłą zdolną uratować jej pranie.
Logistyka w stanie wojny: zero przygotowania
W tym czasie pan Wojciech właśnie wracał z zakupów. Pech chciał, że mieszka na ósmym piętrze, a windy stanęły. Torby wypchane po brzegi, w rękach dwie zgrzewki wody. I nagle dotarła do niego okrutna prawda – nikt nie wniesie za niego tych zakupów. Oczekując, że administracja zorganizuje mu jakąś alternatywę, przez chwilę rozważał, czy nie rozbić obozu na klatce schodowej. Winda nie działa awanturował się.
Tymczasem na pierwszym piętrze pani Beata właśnie odkrywała, czym jest prawdziwy horror. 2% baterii w smartfonie. W ostatnim dramatycznym wysiłku zdążyła jeszcze wysłać SMS-a do administracji: „PRĄDU NIE MA W CAŁYM BUDYNKU. ROZŁADOWUJE MI SIĘ BATERIA.” Po czym telefon umarł, a wraz z nim cała nadzieja na kontakt ze światem zewnętrznym.
Jeszcze gorzej miała młoda Ola, studentka, która właśnie przygotowywała się do internetowych zakupów. Bez Internetu. Niemożność wyszukania czegokolwiek online, zero wiadomości od znajomych. Co uzmysłowiło mi, że nie jesteśmy odporni jako społeczeństwo nawet na tak niewielkie utrudnienia.
Najgorzej jednak miał pan Tomasz. Zamówił pizzę. Domofon nie działał. Prawdopodobnie dostawca odjechał, a pizza przepadła na zawsze. Czy ktoś poniesie konsekwencje tej tragedii? Nie umiem odpowiedzieć na tak postawione pytanie bo wiadomo w piątek wieczorem prąd ma być.
Światło wraca, ale refleksji brak
O 23:00 świat wrócił do normy. Prąd znów zasilił akwaria, zamrażarki i telewizory, a nawet umożliwił dostęp do Internetu. Mokotów odetchnął. Niestety, pizza pana Tomasza pozostała tylko mglistym wspomnieniem. Pani Teresa wyjęła mokre ubrania, Ola odzyskała Internet, a pan Wojciech – choć zmęczony – dotarł na ósme piętro.
Ale jedno pytanie wciąż pozostaje otwarte: czy gdyby to nie była dwugodzinna awaria, ale sytuacja kryzysowa, mieszkańcy przetrwaliby choćby jeden dzień?
Patrząc na poziom paniki – nie. Wystarczył drobny blackout, by ludzie uznali, że cywilizacja się skończyła. Świece? Brak. Latarki? Zapomniane zapasy na czarną godzinę? Przecież jest Biedronka.
Tymczasem wojna to nie tylko bomby i wojsko. To też długie miesiące bez prądu, brak bieżącej wody, przerwane łańcuchy dostaw. Skoro już po dwóch godzinach ludzie obwiniają administrację za koniec świata, to czas się zastanowić – czy my w ogóle jesteśmy gotowi na jakikolwiek kryzys?
Dla zainteresowanych: Warszawa 19115 – Awaria zasilania. Może warto mieć pod ręką chociaż latarkę, a może ktoś wie jak wygląda świeczka i ma w domu zapałki? Chyba paru rzeczy musimy nauczyć się sami zanim będzie za późno.
Trochę ta sytuacja mnie rozbawiła jednak patrząc całościowo na zaistniałą sytuację do śmiechu mi nie było.
